Może dziwny tytuł i każdy może go zrozumieć na swój sposób, ale ja mam zamiar pokrótce napisać o dopasowaniu się dwojga ludzi w związku, a więc o temacie, który Kuba porusza w momentach swojego załamania i który mnie nie na żarty irytuje. Irytuje mnie dlatego, bo cóż to właściwie jest dopasowanie? Nie można powiedzieć, że ludzie muszą być “identyczni” (specjalnie cudzysłów, gdyż nigdy nie znajdzie się dwoje takich samych ludzi), by zgodzili się ze sobą w związku, a Kuba chyba czasami takiego dopasowania między nami szuka. Właściwie osobiście uważam, że jest to dość infantylne. Brak dopasowania można rozpatrywać tylko w kwestii gdy jedna osoba jest np domatorem, a drugą ciągnie w świat. I wtedy pojawia się konflikt, co robić – siedzieć w domu, czy gdzieś wychodzić? Kompromis, owszem, ale w takich przypadkach dość radykalny. A my z Kubą oboje mamy nieodpartą chęć poznawania świata, kwestia tylko dogadania się, co gdzie i jak. Między nami jest różnica materialna naszych rodzin i tak np Kuba nurkował już gdzieś w egzotycznych wodach, a ja na to wciąż niecierpliwie czekam. I liczę na to, że jako bardziej doświadczony pokaże mi wszystkie uroki naszego świata pewnego dnia i kiedyś razem będziemy bardziej zgłębiać jego tajemnice.
Chcę zrobić coś niecodziennego – znaleźć tanie bilety np do Amsterdamu, spakować plecak i lecieć chociażby na jeden dzień, dwa lub trzy śpiąc w tanim hotelu lub nawet na lotnisku. Przypuszczam, a wręcz jestem pewna, że i Kubie odpowiadałoby coś takiego.
Poza tym mamy podobne patrzenie na świat w kontekście religijnym. Sam Kuba chyba już zapomniał to, jak kiedyś we mnie doceniał wyrozumiałość i podkreślał fakt, że nie z każdym człowiekiem da się w tej kwestii dojść do porozumienia tak jak ze mną.
Filmy – może nie jesteśmy miłośnikami tych samych produkcji, ale nie raz udało nam się obejrzeć jakiś fajny film razem.
Poza tym, te same upodobania u dwojga ludzi mogą nudzić, a tak mamy możliwość się czegoś od siebie uczyć. Tylko Kuba musi chcieć. Póki co jest tak, że ja z zamiłowaniem opowiadam mu o historii, a on z równym zamiłowaniem stara się tego nie słuchać. Ale sądzę, że i to uda nam się przezwyciężyć.
Co właściwie skłoniło mnie do takich refleksji – fakt, iż nasze kilkudniowe kłótnie odeszły w niepamięć już spory czas temu. Dawniej wręcz zżeraliśmy się z wściekłości na siebie. A teraz – ja już nie pamiętam kiedy ostatni raz na siebie krzyczeliśmy. I to jest piękne i daje mi nadzieję na to, że może być jeszcze lepiej, tylko trzeba chcieć.
Fakt, dzisiaj doszło między nami do sprzeczki. Wkurzyłam się rano na Kubę, bo nie spodobało mi się jego zachowanie. Po wszystkim on poszedł na zajęcia i ja również. Po powrocie zauważyłam, że Jego już nie ma – jak zawsze czekał, dzisiaj uciekł. Zabolało mnie to, ale napisał wieczorem i doszliśmy do porozumienia. Szybko, bez kłótni, wypominania. Po prostu każde z nas powiedziało to, co nam nie odpowiadało. I to cenię w naszym związku. Umiejętność rozwiązywania konfliktów spokojnie. Przyznaję jednak bez bicia, że zabrakło mi rano tego spokoju i niepotrzebnie wybuchłam, po czym Kuba uniósł się honorem i wyszło, jak wyszło. Ale to już nie to samo co dawniej. Teraz mogę spokojnie iść spać, bo wiem, że zobaczymy się w czwartek (a może i w środę jeśli Kuba pójdzie z nami na ściankę) i będzie wszystko w porządku.
Mam nadzieję, że nie pochwaliłam się zbyt szybko.
Póki co idę się uczyć do kolokwium z matmy.