Już kilka razy zabierałam się do pisania, by naskrobać chociaż kilka zdań, jednak za każdym razem porzucałam to w obawie, że to co napiszę może być zbyt osobiste. Teraz też nie jest wiele lepiej. Czasem siadam przy laptopie i myśli same przelewają się na ekran. W tym momencie, po każdym zdaniu zbieram myśli, analizuję i co najciekawsze, męczę się. Zapomniałam, jak się pisze? Niemożliwe, w głębi duszy czuję, że tego potrzebuję. Potrzebuję podzielić się tym, co się dzieje w moim życiu w mojej głowie. A fakt, że dawno nie pisałam sprawił, że wiele się nazbierało.
Przede wszystkim czuję, że chyba nauczyłam się po prostu cieszyć tym, co jest. Jestem szczęśliwa. Z Kubą się układa. Śmiało mogę powiedzieć, że nie boję się tego, co będzie niedługo. Póki co wtulam się w niego uradowana, droczę się, biję i śmieję na głos z radości. Jeszcze nigdy się tak nie czułam. No może po pierwszej wspólnej nocy, kiedy nie mógł wypuścić mnie ze swych ramion, ale tego uczucia póki co nic nie przebije. Takie, jak teraz, Kubę chciałam od zawsze.
Ale nie tylko sytuacja z Kubą sprawia, że jestem szczęśliwa. Studia – jest ciężko i to bardzo. Czekają mnie ciężkie dwa miesiące, ale też i wielka satysfakcja, jeżeli zwycięsko przebrnę przez okres zaliczeń i sesji. Czuję wewnętrzną dumę, że pokonuję własne słabości, a więc znienawidzoną biologię i chemię, i co najważniejsze, zaczynam to nie tylko akceptować, ale lubić.
W domu też całkiem nieźle. A to za sprawą faktu, że mój tato przylatuje na święta wielkanocne wraz z ciotką i małą, słodką kuzynką, której jeszcze nigdy nie widziałam. Za to widziałam płyty z filmami, mnóstwo zdjęć i słyszałam setki opowieści o jej przebojowości w wieku 3,5 lat.
Jest tylko jedna rzecz, która po dziś dzień mąci mój spokój. Zabrzmi to pewnie pospolicie, ale najważniejsza w życiu jest dla mnie rodzina, potem Kuba i przyjaciele. I właśnie z tymi ostatnimi ostatnio, można powiedzieć, jest coś nie tak. Jeden incydent, nie taki drobny, jak niektórym może się wydawać, zburzył nastroje w naszej ekipie na (dokładnie dzisiaj) tydzień. Są winni i poszkodowani. Są Ci, którzy czują się winni niepotrzebnie. Ogólny niesmak, ale przede wszystkim rozczarowanie. I co najgorsze…cisza, która tylko pogarsza sytuację. Pozostaje tylko nadzieja w to, że niektórzy zrozumieją swój wielki błąd i postarają się odzyskać to, co obecnie stracili.
Bełkot. Póki co na nic więcej mnie nie stać. Sesja doszczętnie zaprzątnęła moje myśli i czas, jednak kiedy trzeba, znajduję go na tyle dużo, by podzielić się nim z przyjaciółmi.
2012 zaczął się tak, jak się zaczął. W grupie przyjaciół źle, w miłości, rodzinie i ‘karierze’ doskonale. Oby z każdym miesiącem było lepiej, a wszelkie niesnaski zostały wyjaśnione.
Każdemu kto to czyta życzę, aby życie było spokojne, a los łaskawy. By radość z drobnych rzeczy przyćmiewała smutek problemów i aby marzenia się spełniły, ale nie w sposób cudowny, a więc nierealny, lecz dzięki naszym staraniom