Zacznę może od końca. Wróciłam dziś do domu, na jedną noc, bo jutro nie mam zajęć. Siedzę sobie pod cieplutką kołdrą w łóżku mojej mamy i oglądam tv. Nagle zaczyna się program, o istnieniu którego nie miałam pojęcia. Temat – marihuana, legalizować, czy nie? Nie będę odpowiadać na to pytanie, gdyż nie mam zamiaru o tym dzisiaj pisać. Rozśmieszyła mnie tylko jedna wypowiedź, jakiejś pani dyrektor jednego z polskich liceów. “Dla mnie, jeżeli coś jest nielegalne, tzn że jest bardzo szkodliwe”. To teraz inaczej – papierosy są legalne, czyli że są zdrowe i dobre dla ludzi? Tak samo alkohol.

Poza tym to ten weekend mija nadzwyczaj dziwnie, chaotycznie, jakoś tak inaczej. Być może zaczyna mnie przytłaczać nieubłaganie zbliżająca się zima, ale radzę sobie z coroczną chandrą bardzo dobrze, dzięki chłopakom na mieszkaniu. Dni mijają szybko, bardzo szybko i wesoło. Ciągle coś się dzieje, ciągle z czegoś można pożartować, oderwać się od rzeczywistości.
Co do weekendu – wczoraj, nieopodal naszego mieszkania otworzyli jedną z największych w Polsce galerii handlowych. Aż sama Anja Rubik u nas ponoć była. Ponoć, bo spóźniliśmy się na wielkie otwarcie. Jakoś nie żałuję. Otwarcie było o 21.30. My dotarliśmy na miejsce pewnie koło 22, a ludzi było więcej niż na koncercie rockowym. Ścisk taki, że po półgodzinnym ’spacerze’ zrobiło mi się słabo. Przez zmęczenie humor spadł mi niemal do poziomu 0. Jedyne o czym marzyłam, to o spokojnym, ciepłym, przytulnym mieszkaniu. Mimo wszystko ogólne wrażenie jest bardzo pozytywne. Nie spodziewałam się tak fajnej galerii. Jest dużo sklepów, których dawniej nie było w promieniu kilkuset kilometrów (najbliższe były pewnie w galerii krakowskiej). Mamy Zarę i Pull & Bear – z tego co widziałam, ceny są przystępne, a ciuchy całkiem ciekawe. Poza tym sam układ budynku jest przemyślany. Nie to co inna nasza galeria, którą wybudowali pewnie jakiś rok temu. Byłam tam tylko dwa razy i nie mam zamiaru wybrać się ponownie. Wielkie korytarze, niczym hale sportowe i malutkie sklepy, dziwnie rozlokowane. Nie można znaleźć żadnych ciekawych ciuchów, a ceny są naprawdę wygórowane.
Mimo wszystko jednak moją ulubioną galerią jest w porównaniu z Millenium Hall, malutka Grafika, która jak dla mnie mieści wszystkie najlepsze sklepy i empik, w którym również wczoraj byliśmy wraz ze znajomymi. Już przy wejściu każde z nas poszło w swoją stronę, w poszukiwaniu ciekawych pozycji. Kolega upatrzył sobie biografię McCourtney’a, Kuba jakąś książkę o sukcesie, czy coś w ten deseń, a ja ‘biblię’ (jakieś 400 stron) pt. “Człowiek, który wkradł się do Auschwitz”. Tak wciągnęła mnie ta lektura, że z łatwością można by mnie okraść stojącą z nosem w książce. Bez większego namysłu poszłam po Kubę, przyciągnęłam go za rękę do stoiska z moją biblią, zrobiłam słodkie oczka i zupełnie bez wiary wymamrotałam słodką prośbę, by mi ją kupił. On tylko oglądnął książkę z dwóch stron, zapytał po co mi ona, a gdy usłyszał odpowiedź, że bardzo interesuje mnie ten okres w historii świata, powiedział “ok” i poszedł do kasy. Nie mogłam otrząsnąć się z szoku w jaki wprawiło mnie jego zachowanie. Byłam wniebowzięta i wciąż jestem, kiedy tylko wezmę książkę do ręki, by ją czytać. Przede wszystkim jestem mu bardzo wdzięczna, gdyż mimo XXI wieku i ogólnego przekonania, że młodzież już nie interesuje się książkami, ja mam w domu swoją skromną biblioteczkę. Nie czytam lektur, a przynajmniej nie wszystkie. Czytam tylko te, które chce. Brat jest ode mnie 7 lat starszy. Kiedy jeszcze był w liceum, czytał “Inny świat” Grudzińskiego. Kto przeczytał ten wie, że jest to ciężka lektura. A ja, mimo zakazów mamy, w wieku 11-12 lat przeczytałam całą. Tak samo “Pożegnanie z Marią”, czy “Zdążyć przed Panem Bogiem”. Było to już chwilę temu, dlatego jak tylko skończę czytać prezent od Kuby, zabiorę się za Inny świat. Teraz, na mieszkaniu mam wyjątkowo dużo czasu na czytanie, ale przede wszystkim więcej chęci niż dawniej.

Póki co leczę siniaki po bójkach z Kubą i przygotowuję się na kolejny tydzień studiów. Leci szybko, nadzwyczaj szybko i wesoło. Oby było tak jak najdłużej.