Od dwóch dni zasłuchuję się piosenką z tytułu, rozmyślam i dochodzę do coraz to dziwniejszych wniosków. Chyba to myślenie nie wychodzi mi zbyt dobrze. Dodatkowo, lejący się niczym z cebra deszcz za oknem od jakiegoś czasu niepokojąco na mnie wpływa. Jestem…rozdarta. Nawet nie wiem, jak określić uczucie, które mną rządzi. Czuję pewne zawieszenie pomiędzy światem realnym, a własnymi myślami. Przyczynia się pewnie do tego fakt, iż jutro mój tato wylatuje, a ja przez zajęcia nie będę mogła nawet pożegnać Go na lotnisku.
Ta Jego “wizyta” była wyjątkowa, zupełnie inna niż wszystkie poprzednie. Odpoczęłam psychicznie, czego najbardziej mi było trzeba. Poza tym nawiązałam z ojcem więź, której wcześniej nie czułam. Mimo, iż w tym roku skończę dwadzieścia lat, to kiedy wyjeżdżałam na mieszkanie dziś po południu, podczas rozstania płakałam, jak mała dziewczynka. Czuję pustkę i niczym niewytłumaczalny strach. Sama nie wiem, czego się obawiam, ale ten lęk mnie przepełnia i zatruwa moje myśli.
Z drugiej zaś strony czuję dziwny spokój, jakieś wyciszenie. Wszystko mi obojętne. Uspokoiłam się. Tak, zdaję sobie sprawę z tego, iż przed chwilą napisałam, że czegoś się boję. Tak właśnie się czuję. Niewytłumaczalnie, sprzecznie, nonsensownie. Ta druga strona o wiele bardziej przypada mi do gustu. Może przychodzi taki stan, taki okres w moim życiu, do którego Kuba próbował mnie od początku skłonić – stan spokoju, wyluzowania, swego rodzaju obojętności na to, co się dzieje na tym świecie i w moim życiu. Parafrazując słowa Haliny Kiepskiej (wspominam o niej dlatego, iż Kuba z kolegą często oglądają ten serial) “od dłuższego czasu przyglądam się temu wszystkiemu i wyciągam daleko idące wnioski”.

Jest jeszcze jedna sprawa, która mąci mój spokój. Nastał taki czas, kiedy ludzie z mojego otoczenia zaręczają się, biorą śluby i decydują się na dzieci. “Obracam” się w środowisku dwudziesto i dwudziestojednolatków licząc osoby ze studiów. I mam świadomość tego, że z każdym rokiem będzie co raz “gorzej”. Nie czuję przymusu wzięcia ślubu, czy posiadania dziecka. Zazdroszczę tylko tym ludziom bezgranicznego szczęścia i pewności uczuć tej drugiej osoby. To jest piękne i budujące, choć szara rzeczywistość może i zapewne zweryfikuje ich miłość. Zapewne zbyt czarno na to wszystko patrzę, ale nie znam pary, która byłaby całkowicie szczęśliwa przez wszystkie lata, dlatego też nie wierzę w trwałość małżeństwo. I to mnie przeraża, bo chcę założyć rodzinę, a z drugiej strony się tego boję. Czasem się zastanawiam, jakie życie mnie czeka. Kim jest mój przyszły mąż. I czy będzie mi wierny. Boję się zdrady i obojętności. Cholernie.