PKP: nowocześnie, ale nadal w krainie absurdów

Dworzec Warszawa Wschodnia. Kilka minut po siódmej zjawiam się na peronie. Chwilę wcześniej podziwiam całkiem dobrze odrestaurowane dzieło Arseniusza Romanowicza. Nawet nie wiem, że rozpoczynam właśnie przygodę, o której najpierw będę opowiadał znajomym, a następnie ją opiszę.

TLK Intercity

Wchodzę po schodach, jestem na peronie. Blisko mnie kłębi się grupka kilkunastu kibiców piłkarskich w szalikach szczecińskiej Pogoni. Zmierzają do Łęcznej na ligowy mecz między Portowcami a Górnikiem. Na peronie znajduje się także kilkunastu – nawet jest ich więcej niż sympatyków futbolu – policjantów. W maskach, z bronią, gotowi do podjęcia interwencji.

Po kilku minutach kibice odjeżdżają pociągiem, a policjanci opuszczają peron. W zastępstwie, po paru chwilach, pojawia się pociąg Tanich Linii Kolejowych zmierzający do Terespola. Mój. Chyba mój. A może jednak to jakiś inny? Nie zgadza się numer pociągu znajdujący się na tablicy do niego przytwierdzonej z numerem widniejącym na moim bilecie. Wsiadać czy czekać na kolejny? Myślę sobie: „na ile często mogą wjeżdżać na dany peron danego warszawskiego dworca pociągi jadące do Terespola?” Wsiadam. Podobnie robi kilkunastu innych skonfudowanych pasażerów. W podjęciu decyzji pomógł nam fakt, że numer pociągu na bilecie od faktycznego różnił się zaledwie o jedną cyfrę. Gdyby różnica była większa, część osób zapewne czekałaby na lokomotywę, która się nie pojawi.

Wagon dwunasty, miejsce stojące. Nowoczesny skład: elektroniczne tablice, wygodne siedziska, chyba nawet dostępne WiFi. Tłoczno. Niektórzy pasażerowie mają bilety z gwarancją miejsca siedzącego. I tu kolejny problem: część miejsc nie istnieje. Dwóch gentlemanów zaczyna się szarpać, walcząc o siedzenie. Interweniuje konduktor.

– Ja mam miejsce któreś tam w wagonie jedenastym, które nie istnieje. Ale ten pan ma nieistniejące miejsce w wagonie czternastym! – oburza się jeden z walecznych pasażerów.

Argument trafia do konduktora: jedenastka jest bliżej dwunastki niżeli czternastka.

– To gdzie ja mam usiąść?! Pan mi wskaże moje miejsce! – nie odpuszcza drugi.

– A co ja panu poradzę, że PKP sprzedaje bilety na nieistniejące miejsca? Weź pan podsiądź kogoś innego i nie rób pan zamieszania! – denerwuje się konduktor.

…tylko nie ma już gdzie usiąść. Grupa dzieci wracających z jakichś zawodów, chyba tanecznych, siada na łączniku (mostku?), zajmując całe przejście. Mieli nawet chyba rezerwację miejsc, ale niestety trafili na nieistniejące numerki. Nie każdy mógł wygrać w tej grze.

Jechałem dwie godziny. W tłoku, gorącu – powinienem być zły. A przez całą drogę byłem uśmiechnięty od ucha do ucha. PKP może zapewniać bezprzewodowy Internet w pociągach, może serwować najbardziej wykwintne dania, ale jedno się póki co nie zmienia. Jazda pociągiem nadal pozostaje elementem polskiego folkloru i najlepiej to po prostu zaakceptować.

słowa kluczowe: wpadki minister muchy, wywiad gembarowskiego z krzaklewskim, telekomunikacja polska novum, kazar reklamacje, telefon na dowód w play, pobieraczek mp3, rtl kanał, prawo parkinsona